sobota, 30 listopada 2013

Rozdział IX ( CZ.1 )

Tym kimś był Fran. Szybko zakrył mnie swoją bluzą i pobiegliśmy do samochodu.
- Skąd ty tu się znalazłeś? - spytałam. Strasznie bolała mnie głowa. Kolejny raz - wina alkoholu.
- Możesz mi podziękować.
Siedziałam z tyłu, obok Frana, więc zobaczyłam w lusterku twarz Jorge.
- A z jakiego to powodu? - wkurzonym wzrokiem spojrzałam na brata.
- Zadzwonił do mnie, że tańczysz sobie na blacie.
- Mówiłeś coś rodzicom ? - spytałam. Pomimo swojej pełnoletności, miałabym przechlapane. Rodzoce ciągle mnie traktują jak mała dziewczynkę.
- Mamie, nie. Tata wyjechał do Amsterdamu. Zostawił mamę, nawet nie próbował jej przepraszać. - oznajmił.
- To o to wtedy oni do Ciebie dzwonili... - odezwał się Jorge.
- Weź się zamknij.
- Nie. - zaśmiał się cicho.
- Boże, co Ci szkodzi. Jesteś pojebany, mam Cię dość. - wysiadłam z auta i zaczęłam iść w nieznaną mi stronę. Zrozumiałam co zrobiłam. Przecież jestem wzorem małych dziewczynek, a takie numery odstawiam. Popełniłam wielki błąd tańcząc, ubierając się tak. Kurde, po co ja to robiłam ?! Jestem głupia. Po co mi to było do szczęścia. Dlaczego chciałam udowodnić Jorge, że nie obchodzą mnie paparazzi. Może i wypiłam trochę, miałam kaca, nadal mam, ale dlaczego byłam, aż tak głupia ?! Usiadłam na ławce, podkuliłam nogi i siedziałam tak z pół godziny i rozmyślałam nad tym co wcześniej. Poczułam czyjś dotyk na ramieniu. I perfumy. Te perfumy poczułby nawet, człowiek bez węchu.
- Czego chcesz ? - spytałam oschle.
- Zawieść Cię do domu. - usiadł obok mnie.
- Po co ? Poradzę jakoś sobie.
- Taa, właśnie widzę jak sobie radzisz.
- Oj, cicho bądź. Nie chce z nikim gadać.
- Ale ze mną będziesz musiała. - odwróciłam głowę w jego stronę i zmarszczyłam brwi. - Francisco mi kazał Cię zawieść, bo na niego czekała Maria.
- Skoro już nie mam innego wyjścia... - westchnęłam. Wstaliśmy i ruszyliśmy swoje cztery litery do samochodu. Jechaliśmy w ciszy, leciała tylko muzyka. Po około 20-minutowej jeździe samochodem i dotarciem pod mój apartament wysiadłam. Coś mi nie pasowało, było mi lekko. Skojarzyłam, że nie mam torebki, co wiązało się również z brakiem kluczy.
- Jorge. - zaczęłam pukać w okno od samochodu. Od razu otworzył, spojrzał na mnie zdziwiony. - Nie mam kluczy.
- Wsiadaj. Jedziemy do mnie. - coś kliknął, że drzwi pasażera się otworzyły. Wsiadłam i zapięłam pasy.
- Dzięki. - powiedziałam na co on się lekko uśmiechnął. Dojechaliśmy tam, po nawet długiej drodze, podczas której nie rozmawialiśmy wcale. Otworzył drzwi. Jego dom był duży, bardzo duży.

***
Hej, rozdział, a raczej połowa, jest dzisiaj. Nie wiem czy dodam coś w sb, bo jakoś 
nie mam weny. I jestem smutna, bo Ag. z te-fazer-feliz odchodzi. Jej Cares był cudowny,
mimo, że jestem za Caxi :D * lecą hejty *
Zadawajnie pytania w zakładce :D
Nie chce mi się pisać, więc nara :****

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział VIII

- Z Julie Lambre. Mamą Mercedes. - powiedział tym razem mój ojciec. Czy Mechi o tym wiedziała ? To zdanie, a raczej pytanie pierwsze mi przyszło do głowy.
- Od kiedy ? - spytałam.
- Od pięciu miesięcy. - odpowiedział.
- A wy wiecie od...?
- Wczoraj. Wczoraj przyszła Julie i oznajmiła nam, że jest w ciąży. - powiedziała moja mama. Co ? Jaka ciąża ?! Chyba jestem już troszeczkę za stara na nowe rodzeństwo. Każdy po mojej minie odczytałby, że jestem wściekła, ale za równo zdziwiona.
- Muszę już iść. - wzięłam swoją walizkę i wyszłam. Przed domem stał jakiś samochód. Podeszłam trochę bliżej, i zobaczyłam, że to Mechi przyjechała swoim Mercedesem. Dziewczyna otworzyła okno od niego.
- Wsiadaj. - powiedziała. Uśmiechnęłam się. Ostatnio mogłam liczyć tylko na nią. I tak się oddalamy. Mamy nowe projekty do zrealizowania. Jeszcze teraz do tego koniec Violetty. Na początku miała być to przyjaźń tylko do promowania serialu. Ale po kilku tygodniach, mogło się o nas powiedzieć już przyjaciółki. I tak do tej chwili jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Wsiadłam do samochodu.
- Jedziemy do Ciebie. Zrobimy się na bóstwo, i jedziemy na imprezę do Lodo. Musisz się rozerwać. - po jej słowach, przytuliłam ją. Kolejna sytuacja, kiedy tylko ona mi chce poprawić humor. Kocham ją, kocham ją jak siostrę.
- Okey. - powiedziałam gdy już się od siebie od-przytuliliśmy. Droga nie była długa, więc po kilku minutach byłyśmy już na miejscu. Wjechałyśmy windą na odpowiednie piętro.
- Ładnie tu masz. - stwierdziła.
- Wiem. Zjesz coś ? - zapytałam.
- A co masz dobrego ? - odpowiedziała mi pytaniem.
- Kanapki z dżemem. - zaśmiałam się lekko. Trochę dziwnie to brzmiało : Co masz dobrego ? Kanapki z dżemem.
- Aha, to podziękuje. Dobra, szykujemy się. - potarła ręką o rękę.
- Okey. - powiedziałam i poszłyśmy do garderoby. Po wielu, na prawdę wielu wybranych zestawów, postanowiłyśmy, że wybierzemy sobie nawzajem ubrania. Mechi wybrała dla mnie to. Trochę, a nawet bardzo wyzywające, ale Mechi uznała, że muszę kogoś sobie znaleźć, to mam tak wyglądać. Niechętnie, ale się zgodziłam. Ja za to wybrałam dla Mechi to. Przeczesałyśmy jeszcze włosy i wyruszyłyśmy. Po kilkunastu minutach już byłyśmy na terenie wynajętego przez Włoszkę kawałka plaży.
- Hej. Jesteś! Wchodźcie. - odgrodziła nam drogę i weszłyśmy. W środku już chyba byli wszyscy.
- Cande! Jak z nogą ? - spytałam gdy tylko ją zobaczyłam.
- Już dobrze. Tylko szkoda, że już koniec z En Vivo, i w ogóle z Violettą. - westchnęła.
- No, ale mam nadzieje, że znowu będzie jakiś projekt z nami, a przynajmniej z większością z nas.
- Ja też. - odpowiedziała. - Świetnie wyglądasz.
- Dzięki, ty też.
- Dzięki. Dobra, lecę do Lodo. - odeszła.
Podeszłam do baru gdzie siedziała już Alba.
- Hej, co się dzieje ? - usiadłam na krześle obok.
- Hej, Facundo spędza coraz więcej czasu z Cande. Powoli zaczyna mnie to irytować, zaczyna więcej przebywać z nią niż ze mną. - już po " Hej " oczy zaszkliły jej się. - Gdybym Ci powiedziała " Nie przejmuj się nią " to wiem, że zbytnio to bym Ci nie pomogła. Ale na prawdę, nie wiem co Ci powiedzieć. - westchnęłam. - Może daj mu ultimatum ? Albo ty albo Candelaria ?
- Dobry pomysł. Wykorzystam go. - oznajmiła i odeszła.
- Coś chyba towarzystwa sobie nie znajdę. - powiedziałam do siebie. Zaczęłam zamawiać drinki. Pierwszy poszedł szybko, drugi jeszcze szybciej. A kolejne, kolejne coraz szybciej.
- A kuku! - krzyknął ktoś z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam Jorge.
- Hej. - przywitałam się. - Gdzie Stephie ?
- Zerwałem z nią. Znudziła mi się.
- Jesteś pojebany, zmieniasz dziewczyny jak skarpetki. A może i nawet częściej. I do tego jesteś chamski. - wstałam i podeszłam do niego.
- Może tak chcę? Może chcę znaleźć, tą dziewczynę która będzie przy mnie do końca życia?!
- Krzywdząc inne? Jorge, nie jesteś pępkiem świata.
- Wiem. Ale nie mam prawa do szczęścia? - złapał mnie za ręce, ale szybko je wyrwałam. Nogi mi się ugięły. Za dużo alkoholu.
- Ej, ej, Tini. Wszystko w porządku? - pomógł mi się utrzymać, trzymając mnie za ramiona.
- Kurwa, zapomniałam powiedzieć Mechi. - walnęłam się ręką o czoło.
- Przestań bluźnić, paparazzi się kręcą. - powiedział szeptem.
- Mam to w dupie. Mogłabym nawet wejść do morza, bez spódnicy. Nie obchodzą mnie oni, nie obchodzi mnie nikt. - próbowałam się od niego wyrwać, jednak na próżno. Powoli zaczynało mnie to irytować.  - Puść mnie, albo zrobię coś głupiego.
- Nie. - odpowiedział.
- Jak chcesz. - wyrwałam się od niego. Zaczęłam nie panować nad sobą, za dużo drinków. Weszłam na blat i zaczęłam na nim tańczyć. Blask fleszy mnie oślepił, spadłam. Nie poczułam bólu. Ktoś mnie złapał.

***
Dawno nie było, ale przynajmniej macie długi :D
Same dialogi...
Dziękofam za 10 obserwatorów,
117 kom, ( Lisa, dzięki ;3 )
3800 wyświetleń :D
Zastanawia mnie jedno,
czemu komentujecie tylko
w dzień rozdziału,
lub dzień po
a później pustki ?! :D



sobota, 16 listopada 2013

Rozdział VII

           Dzisiaj wyjątkowo wstałam 9. Pospałabym jeszcze dłużej, ale muszę oddać kluczyki do 13. A znając mnie wyrobie się z ubieraniem itp. na 10. Plus jeszcze weź się spakuj. Weszłam do łazienki po czym prędko wskoczyłam pod prysznic. Po krótkim, pobudzającym prysznicu owinęłam się w ręcznik i powróciłam do pokoju. Ubrałam się i kolejny raz wróciłam do łazienki, tym razem w celu zrobienia sobie makijażu. Już pomalowana zaczęłam się pakować.  Do mojego pokoju wparował Ruggero z patelniami w oby dwu rękach..
-  Tini, pobudka! - walnął patelnią. o patelnie. Głupek nie zauważył, że ja już dawno nie śpię.
- Ja już nie śpię, geniuszu. - zaczęłam się śmiać.
- To ja tu chodzę i szukam po całym hotelu patelni a jak przychodzę to ty wypindrzona ?! To nie fair! - tupnął dziecinnie nogą.
- Aha?! Fajnie... - powiedziała Mechi zza jego pleców.
- O, Mechi. - R. przytulił Mechi.
- Nie, wiesz Ludmiła. - zachichotała.
- Ludmiła ?! Przestań mnie prześladować! Przecież zerwaliśmy ! - po minie mojej przyjaciółki było widać, że się wnerwiła.
- R. wiesz, że to była sarkazm ?! - powiedziała dosyć głośno.
- Yyy. - podrapał się po głowie. Nie wiem jak on utrzymuje to swoją metrową grzywkę na tej głowie. - Przecież żartowałem! - chciał pocałować M. ale ona go odepchnęła.
- Masz karę. - weszła do mnie i go lekko wypchnęła.
- Hahahahahhahahah. - wybuchłam śmiechem.
- Tini! Tini, uspokój się! Muszę Ci coś powiedzieć! - przy ostatnim zdaniu trochę spoważniała, więc uznałam, że naprawdę muszę się ogarnąć.
- Nie będzie dalszej części En Vivo, nie będzie już Violetty. - powiedziała poważnym tonem i z zaszklonymi oczami. Było widać, że nie kłamie.
- A... Al... Ale jak to ?! - krzyknęłam. Widziałam, że to była prawda, lecz jak debilka zaczęłam się wypytywać : - Robisz sobie ze mnie żarty razem z Ruggero? Tak? Powiedz, że tak! Mechi! - zaczęły z oczu ulatniać mi się łzy. Violetta to było dotychczas moje życie. Moja druga ja. - Skąd ty to wiesz? - spytałam.
- Producent do mnie dzwonił. - powiedziała.
- Ale przecież ktoś z planu wczoraj do mnie dzwonił, że mam udawać, że chodzę z Lazanią. - wszystko zaczęło mi się składać w jedną kupę. Chcą mnie zrujnować.
- Chcą Cie/Mnie zrujnować. - powiedziałyśmy w tym samym czasie. Normalnie byśmy się śmiały, ale w tej sytuacji to nam do śmiechu nie było.
- Co mam robić ? - spytałam przyjaciółki. Mercedes sama nie wiedziała co powiedzieć, a dała mi o tym znać wzruszając ramionami. - Dobra, idę oddać kluczę. - wzięłam swoją walizkę w rękę i razem z Mechi wyszłyśmy. Pokierowałyśmy się do windy.
- Tini, jadłaś coś ostatnio? Bardzo schudłaś. - powiedziała w windzie.
- Wszystko mi się wali, nie mam czasu żeby jeść.
- Potrzebujesz kogoś kto by Ci pomagał. - oznajmiła.
- Przecież mam Ciebie. - wiedziałam do czego dąży, ale chciałam żeby ona to powiedziała.
- Tini, przecież wiesz o co mi chodzi, nie udawaj głupiej. - winda już zjechała na dół. Podeszłyśmy do recepcji i oddałam kluczyki.
- Yhh, Mechi daj spokój nie mam czasu na miłostki.
- A jak byś wzięła sobie jakiegoś faceta z naszego planu ? - zasugerowała.
- Chyba Cię porąbało. Mówiłam Ci już, że muszę chodzić z Lazanią. - powiedziałam.
- Idziesz w końcu na tą imprezę do Lodo ? - zapytała.
- Nie, raczej nie. Przed drzwiami czekali na nas ochroniarze, zabrali moją walizkę i wspólnie wyszliśmy. Panowie zabronili mi rozdawać autografów. Nawet nie ingerowałam dlaczego, bo do rozdawania autografów muszę być uśmiechnięta. Nie mogłam teraz tego wymusić, a jeszcze bardziej smutno mi jest patrzeć na smutnych fanów. No, ale nic nie mogłam zrobić. Poprosiłam żeby mnie wysadzili przed rodzinnym domem. Zapukałam do drzwi, usłyszałam kroki, po chwili drzwi otworzył mi Fran.
- Wejdź. - odsunął się tak, żebym mogła wejść. Weszłam targając za sobą walizkę. Postawiłam ją przy sofie i usiadłam pomiędzy mamą, a tatą.
- Dlaczego ? - spytałam patrząc na nich na przemian.
- Tini, twój ojciec mnie zdradził. - powiedziała to tak jakby to było normalne, jakby jej to obojętne.
- A... Ale... Jak to ? - powiedziałam cicho. Nie chciałam tego przyjąć do wiadomości. - Z kim ? - powiedziałam głośniej.
-  Z...

***
Tak, wiem rozdział do bani :D
Nie musicie mi tego mówić! xD
Jakoś miałam pomysł, ale nie mogłam go przelać tutaj ;3
Z resztą i tak nie umiem pisać, więc co się dziwić :P
Rozdział będzie, w tygodniu, jak będę miała wene.
Jeśli nie - w sobotę.
Zaaktalizowałam " Bohaterów "!
Zadawajcie pytania w " Pytania do postaci " :D

Żegnam! :D

poniedziałek, 11 listopada 2013

Nowy wygląd + Pytanko

Nowy wygląd! *.* Tak, to już koniec wypowiedzi o nowym wyglądzie a teraz pytanko :3
Co byście powiedzieli gdybym założyła nowego bloga?
Oczywiście, ten blog nadal by był. Mam po prostu masę innych pomysłów, których nie mogę użyć tutaj, bo nie pasują. Blog byłby o Violetcie, nie a Martinie. Chcę znać waszą opinię. Nie wiem czemu, ale chcę XD Bardzo ambitny post c' nie ? Hahhahah.

Takie tam Jortini xd

Rozdział VI

*Martina*
Sama nie wiem, czy mój sen miał mnie odstraszyć od Jorge, czy śnił mi się, bo się w nim zakochałam. Ej! Co? Ja się w nim nie zakochałam! Chyba. Dzisiaj kolejny dzień spektaklu. Kolejny pocałunek. Nie wiem co mam robić. Muszę udawać, że chodzę z Diego, równocześnie całując się z Jorge. Już mam dość tego, że obcy ludzie robią mi scenariusz życia. Chce być odpowiedzialna za to co robię, i chcę móc robić to co chcę. Jest 7:00 za pół godziny muszę być na próbie. Moment! Za ile? Pół godziny?! Nie zdążę! Szybko ubrałam się w to. Żeby nie tracić czasu na makijaż, założyłam okulary przeciwsłoneczne. Szybkim krokiem wyszłam i zamknęłam drzwi. Przed wyjściem czekali ochroniarze, pod ich obecnością wyszłam niezauważalnie. Wsiedliśmy do samochodu i po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Próbowałam unikać Jorge, z nikim nie rozmawiałam, byłam prawie nie obecna. Szłam do garderoby mojej i Mechi, ale ktoś mnie zatrzymał.
- Martina, zaczekaj. Czemu mnie unikasz ? - spytał głos. Odwróciłam się i zobaczyłam mojego przyjaciela. Tego, z którym wczoraj się całowałam.
- Jorge, chce zapomnieć. - oznajmiłam.
- Czemu ? - widać było, że był zdziwiony. Nie wiedziałam co powiedzieć, jak mu to wytłumaczyć. W pierwszej myśli chciałam mu opowiedzieć mój sen, ale znalazłam lepsze rozwiązanie.
- Nie chce psuć naszej przyjaźni. - skłamałam. - Bo my się przyjaźnimy, nie ?
- Tak, tak. - po jego słowach nastała cisza, którą przerwał mój telefon. Odebrałam.
- Martina, musimy Ci coś powiedzieć. - usłyszałam głos moich rodziców. - Rozwodzimy się. - powiedzieli i rozłączyli się. To jakiś żart? Przecież dzisiaj nie 1 kwietnia! Nie, to nie może być prawda. Przecież nic się pomiędzy nimi nie działo, chyba. Zawsze byli wzorowym małżeństwem. Cały czas trzymałam telefon przy uchu, jakbym chciała usłyszeć jeszcze coś.
- Coś się stało ? - spytał.
- Tak, Jorge. Bardzo dużo się stało. - powiedziałam i schowałam się do garderoby. Po chwili przyszła Mechi. Widziała, że coś się stało. Nie pytała co, tylko przytuliła mnie. Właśnie to w niej lubiłam, nie wypytywała się mnie bez sensu, tylko od razu pomagała.
- Dzięki. - powiedziałam uśmiechając się lekko.
- Tini, zaraz występ. - powiedziała. Spojrzałam na zegarek. Za godzinę pierwszy występ.
- Idę już się przygotować. - powiedziałam i wyszłam.

Za chwilę znowu ten cholerny pocałunek. Najgorsze jest to, że to Violetta musi całować Leona, a nie na odwrót. Zamknęłam oczy, i zrobiłam to co jest w scenariuszu. Szybko zapadła kurtyna. Oderwaliśmy się od siebie i poszliśmy w dwie różne strony. Odbyło się jeszcze zakończenie i zeszliśmy ze sceny już na dobre. To był ostatni koncert w Buenos Aires. Dopiero w piątek jedziemy do Santa Fe. 4, prawie 5 dni bez całowania Jorge.
- Kochani, jutro impreza u mnie na zakończenie En Vivo w Buenos! - ogłosiła Lodo. Nie mogę tam pójść. Nie po rozwodzie rodziców. Gdybym musiała to przesiedziałabym tam cały dzień i noc, żeby dowiedzieć się dlaczego postanowili się rozwieść.
- Lodo, wielkie sory, ale nie przyjdę. - powiedziałam.
- Czemu ? - spytała.
- Sprawy rodzinne. - odpowiedziałam i poszłam się przebrać. Założyłam swoje ciuchy i ruszyłam w stronę wyjścia. Oczywiście musieli czekać ochroniarze. Tym razem nie obyło się bez autografów i zdjęć. Po pół godzinnym uszczęśliwianiu fanów byłam, aż tak zmęczona, że musiałam już jechać. Fani byli smutni, a ja jeszcze bardziej. Nie lubię jak są smutni, można powiedzieć, że "automatycznie" staję się też smutna. Zmyłam makijaż i położyłam się spać... Oczywiście już bym usnęła, ale nie mogłam, bo musiał mi zadzwonić telefon. Z niechcenia odebrałam, ponieważ zobaczyłam, że to ktoś z planu.
- Halo ? - spytałam niemrawo.
- Martina, mała zmiana planów. Teraz musisz udawać, że chodzisz z Peterem Lanzanim.
- Co ? Przecież ja go nie znam osobiście! - krzyknęłam.
- Spokojnie, to tylko żeby fani nie myśleli, że jesteś z Jorgem.
- Ygh, no dobra. Wole już tą Lazanię, od tej małpy...
- Tini, to Peter Lanzani, nie Peter Lazania.
- Oj, a co to za różnica ?!
- Nie wiem, dobra idź spać! - rozkazała mi. Rozłączyłam się i znowu ułożyłam się do snu...

***
No i prezentuje Wam rozdział VI ! ^.^
Tak, Tini musi chodzić z Lazanią.
Taki mój wymysł :D
Ten zestaw z Polyvore to nie mój jak coś ;3
Rozdział był już wczoraj napisany, ale 
stwierdziłam, że jest go mało i coś tam dopisałam :D
Dziękuje za 4 obserwatorów :3 
Niestety, ale coś się z bloggerem stało
i nie mogę dodać samego gadżetu :c



sobota, 9 listopada 2013

Rozdział V

** Sen Martiny **
 Obudziłam się. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - w drzwiach stanął Fran.
- Ubierz się i zejdź na dół. Czekają tam. - powiedział i wyszedł. O co mu chodziło? Kto to czekał? Postanowiłam nie zastanawiać się nad tym, tylko ubrać się i zejść. Na dole stało kilku lekarzy.
- Kim panowie są? - zapytałam.
 - Jesteśmy lekarzami, przyjechaliśmy na życzenie pani Mariany. - odpowiedział jeden z nich. Zdziwiłam się tym, po co mama prosiła o przyjazd lekarzy.
- A po co ? - spytałam.
- Musimy zbadać panią Martinę. - odezwał się inny głos, trochę przypominał jakiś głos, tylko nie wiem jaki.
- To ja. - spojrzeli na mnie dziwnie, a ja na nich pytająco.
- Widać, że pani stan się na prawdę poprawił. - powiedział ten sam głos.
- O co panu chodzi?
- Nie pamięta pani? - powiłam przecząco głową. Jest pani chora, nie odkryliśmy jeszcze na co. - odpowiedział. Zatkało mnie. Zawsze byłam zdrowa, w życiu anginy nie miałam.
- I co teraz?
- Na razie może pani zostać w domu, ale za kilka dni lub tygodni może się pani stan pogorszyć, i będzie pani musiała jechać do szpitala.
- Dobrze, a teraz mogą państwo już wyjść. - podeszłam do drzwi o otworzyłam je. Po krótkiej chwili wyszli.
- Co chcesz zrobić? - spytał mój brat. Wzruszyłam ramionami.
- Muszę się przejść. - oznajmiłam. Wzięłam swoją torebkę i wyszłam. Po kilku minutach zaczął padać deszcz. Nie chciałam moknąć, więc schowałam się pod drzewo. Na co mogę być chora? Czemu akurat ja? Nie mam nawet... Niczego nie mam. Niczego w życiu nie osiągnęłam. Nie mam chłopaka. Nie miałam. Nie mam przyjaciół. Nigdy nie mogłam ich mieć. Bałam się wychodzić do ludzi, po śmierci ojca, zamknęłam się w sobie. Nie byłam tą małą, ciągle uśmiechniętą Martiną. Byłam inna niż wszystkie dziewczynki w moim wieku, jedne ubierały kolorowe spódniczki - ja czarne spodnie. Usłyszałam głos:
- Panno Stoessel, nie może pani się przeziębić! - ujrzałam człowieka ubranego w biały, lekarski fartuch. Kojarzyłam go skądś. Po sekundzie skojarzyłam, że to on był jednym z lekarzy w moim domu. Po chwili mężczyzna podszedł. Nie był stary, ale nie miał też 18-tu lat. Wyglądał tak jak na mój wiek. ( 23 lata )
- Bo co?! I tak nigdy nic nie osiągnęłam! Nigdy nic nie miałam! - zaczęłam krzyczeć, równocześnie płacząc. Musiałam usiąść. Oparłam się o pień drzewa i zsunęłam się. Lekarz usiadł obok mnie. 
- Nie możesz się poddawać. Musisz walczyć. - odwróciłam głowę w jego stronę. - Jorge. - uprzedził moje pytanie.
- Ty już wiesz jak mam na imię. - lekko się uśmiechnęłam, ale zaraz uśmiech spadł mi z twarzy. Jorge wytarł łzę, która nadal płynęła po moim policzku. Nasze twarze były bardzo blisko siebie. Tak blisko, że przerażająco jak na osoby, które się poznały ledwie 5 minut temu.
- Jorge?! - powiedziała głośno jakaś blondynka. Natychmiast z Jorge'em wstaliśmy. 
- Stephie, to nie tak. To moja pacjentka. - próbował się tłumaczyć.
- Ta, uważaj, bo Ci uwierzę! To jest zwykła... - nie usłyszałam dalej, uciekłam. Biegłam i cały czas myślałam o Jorge, o jego zielonych oczach, o jego ustach, które były tak blisko moich. Czy ja się zakochałam? Nie wiem, nigdy nie doświadczyłam tego uczucia. Usłyszałam wołanie mojego imienia. Odwróciłam się, nikogo tam nie widziałam. Obudziłam się.

***
Fajnie, przez tyle, co mnie nie było nic nie pisałam, a jak dzisiaj się zebrałam to cały rozdział napisałam XD
Dziękuje za tyle nominacji do LBA :3
Niedługo powinnam to ogarnąć i napisać :D
Tini oczywiście z Jorge :D
Sen Ale nie myślcie, że od razu będzie taka sielanka:D
Poczekacie sb trochę na Jortini :D
Zua ja :** Do następnego, który nie w
iem kiedy będzie. 
Zapewne w tygodniu :D