środa, 25 grudnia 2013

;(

Hej, trochę głupio pisać mi ten post, ale muszę.
Nie mam czasu już na tego bloga :(
Mam inne plany ( Lisełeq wie jakie :D )
Źle mi się na nim pisze, nie mogę nic wymyślić.
Pisanie na nim to dla mnie nie przyjemność,
a tak jakby obowiązek.
Niektórzy pewnie będą wiedzieli jak to jest.
Nie za bardzo również przepadam za Martiną... ;/
Jest 21 obserwtorów, a pod ostatnim rozdziałem ( 1/4 rozdziału xD ) jest
Nie chce, żeby blog się zmarnował, więc
chcę go komuś oddać.
Może kontynuować tą historię, może zacząć inną.
Przesyłajcie na baileyy@wp.pl swoje prologi lub rozdziały kolejne.
Dwie najlepsze historię zostaną umieszczone i będziecie głosować!
Mam nadzieje, że ktoś się zgłosi xD

sobota, 21 grudnia 2013

LBA

1. Ulubiony aktor. 
Jorge
2. Czytasz naszego bloga?
Taak ♥♥
3. Bajka z dzieciństwa?
Hannah Montana xD A tak na serio to uwielbialam Krola Lwa ★★
4. Ulubione ciasto?
Szarlotka! Mniam <3
5. Wymarzony zawód? 
Lubie spiewac, ale dobrze to mi to nie wychodzi xD
8. Czy lubisz Larę? Za co? (Nie przyjmuję odpowiedzi typu "tak, bo jest fajna" albo "nie, bo zniszczyła Leonette")
Tak, jest bardzo fajna, i nie mysli tylko o sobie jak kie ktorzy (czyt. Violetta )
9.  Podoba Ci się nasz blog? 
Taak.
10. Czego chciałabyś życzyć wszystkim czytelnikom z okazji świąt, a co byś życzyła na urodziny Jorge? *.*
Wszystkiego Najlepszego ; *

Yeah, skonczylam xD
Jejku, pozniej napisze kogo nominuje, bo pisze z fona xd
Pozdro z Niemczech xDD ;**

piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział XI albo nie, 1/5 rozdziału :D

Postanowiłam, że piszę od teraz jako narrator! Tak mi jakoś lepiej :D

           - Jorge, nie. Tak nie może być. Masz dziewczynę. - powiedziała dziewczyna po oderwaniu się.
- Wiem, to było złe. Zapomnijmy. - uśmiechnął się lekko, ona zrobiła to samo. Czuli się źle, myśleli, że druga osoba myśli zupełnie co innego, a przecież tak nie było. Podobało im się, ale byli oszołomieni całą tą sytuacją. Magiczną. 
- Odwieziesz mnie do domu? - spytała, a on energicznie przytaknął. Chciała już stamtąd iść, chciała być sama. Chciała się wypłakać. Co ona najlepszego zrobiła, podobał jej się pocałunek, a ona go odrzuciła, ale on ma inną, i do tego popierał jej zdanie. Tak myślała. On przyznał jej racje, bo miała racje, bolało go to. - Pójdę po swoje ciuchy. - po chwili znajdowała się w pokoju. Zabrała wszystkie swoje rzeczy i wyszła. Szybko pozbiegała po schodach i znów znajdowała się w salonie. Razem z Jorge, nie odzywając się, wyszli. Droga minęła w przeraźliwej ciszy, oboje bali się odezwać. Po jakimś czasie drogi, znajdowali się już pod domem Martiny.
- Dzięki. - pożegnała się i weszła do środka. Oparła się o drzwi, i po woli się po nich zsunęła.


**
Przepraszam, ale nie mogłam nic więcej napisać. 
Rozdział po nowym roku, bo wyjeżdżam! ;C

piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział X ~ by Marlena




                        Martina! Tini! Martina! - krzyczał ktoś z dołu. Przetarłam oczy i wywlekłam się z łóżka. Wolnym krokiem szłam przez korytarz, i schodziłam po schodach. Po chwili znajdowałam się w salonie.
- Czego chcesz? - spytałam niechętnie. Byłam śpiąca, bardzo śpiąca.
- Jest trzynasta. - powiedział Jorge.
- Co? - ocknęłam się. Trzynasta? - prawie, że krzyknęłam, ale chłopak szybko "podleciał" i zakrył mi buzię.
- Stephie jest w łazience. Wróciliśmy do siebie, piętnaście minut temu.  - powiedział to przez głośny szept, a ja wytrzeszczałam oczy. Stephie tu jest?! Przynajmniej ją zobaczę. Ale jestem w piżamie! Nie mogę tak się komuś pokazać. Ej, ale to jej piżama. Ale to Jorge mi ją dał. Ja nie jestem niczemu winna...
- Jorge, gdzie jest... - już miała dokończyć, ale chyba mnie zobaczyła. - Kto to jest? - wskazała palcem na mnie.
- Jestem Martina. - uśmiechnęłam się.
- Stephie. - powiedziała niepewnie. - Wy jesteście kim dla siebie? - spytała.
- Wiesz, twój chłopak jest wnerwiający, ale wczoraj, a raczej dzisiaj nad ranem uratował mi tyłek. Więc teraz go nawet lubię. - spojrzałam na Jorge, a on przytaknął głową.
- Aha. A wy spaliście... - już wiedziałam co chcę spytać, szybko odpowiedziałam:
- Osobno.
- A dlaczego masz moją piżamę? - spytała po czym zgromiła Jorge wzrokiem. Serio? Dopiero teraz to zauważyła?!
- Wiesz, jak masz kaca, i nie masz gdzie spać, i "przygarnia" Cię taki debil, to się kończy, że musisz spać w piżamie jego dziewczyny.
- Oj, kotku, jesteś taki słodki. - podeszła do niego i wtuliła się w jego tors. Jorge musnął ją ustami w czoło. Wyglądają na, na prawdę szczęśliwą parę. Jeszcze bardziej uśmiechnęłam się. Chciałabym mieć kogoś takiego.
- Dobra, zakochana parko, koniec tego przytulania. - zaśmiałam się. Spojrzeli na siebie, po czym "otworzyli" ramiona do mnie. Przewróciłam oczami, jednak podeszłam do nich, uwielbiam się przytulać. Cała ta sytuacja wyglądała co najmniej dziwnie.
- Ja już muszę iść. - oznajmiła i szybko wymsknęła się z naszego uścisku, i wyszła.
- Jorge, w co ja mam się ubrać? - spytałam.
- Ubierz się w coś Stephie. Jej ciuchy są w mojej sypialni.
- Spoko. - rzuciłam i poszłam. Szybko wybrałam byle jakie ciuchy i wróciłam do salonu, Jorge tam nie było, więc ruszyłam do kuchni.
- To co na śniadanie? - usiadłam na blacie.
- Ej, nie siadaj na blacie. Co ty dziecko jesteś?! - powiedział z takim śmiesznym wyrzutem. Śmiesznie to brzmi gdy tak mówi.
- Tak, jestem dzieckiem, mojej mamy i mojego taty. - zaśmiałam się. To co na śniadanie?
- Śniadanie, dziewczyno, jest w pół do drugiej!
- Ale jestem głodna.
- Możemy zrobić pizze na obiad. Tylko do tego mam składniki.
- Okey. To kiedy? - zapytałam. Byłam trochę bardzo głodna, wczoraj mało co jadłam i dzisiaj nic. Co ja jakaś głodząca się modelka?!
- Teraz. - wyjął z szafki mąkę i inne rzeczy. Obserwowałam jego każdy ruch, co było zabawne, bo co chwilę mówił do siebie, albo się o coś uderzał. - Wszystko jest. Złaź. - powiedział równocześnie śmiesznie poruszając ręką. Wykonałam jego "polecenie".
- Od czego zaczynamy? - spytałam.
- Serio?! Nie wiesz? Nigdy nie robiłaś pizzy? - podniósł śmiesznie brwi. Zgodnie z prawdą, zaprzeczyłam. - To patrz! - wziął w palce make, i rzucił mi nią w twarz. Nie mogłam być dłużna, i zrobiłam to samo, tylko z większą ilością mąki.
- Aj! Oko boli, oko! - krzyknął jak dziewczynka.

* Narrator *
- Pokaż to. - podeszła do niego bliżej i spojrzała w jego oczy, a on w jej. Zbliżył się do niej, a ona zatonęła w jego oczach. Jako Violetta, był pocałunek, ona zamknięte oczy, a on również. I był to sztuczny pocałunek, nie z ich woli. Chwycił ją za podbródek, i przysunął swoją twarz do jej. Musnął ją lekko ustami o usta. Dlaczego lekko? Bał się, że ona tego nie będzie chciała, że go znienawidzi. Zobaczył ją jako piękną kobietę, a nie jak koleżankę z planu. Ona, ona nie wiedziała co ma robić. Po raz pierwszy od dłuższego czasu całuje się jako Martina, a nie Violetta. Oddała jego pocałunek. Bała się tak samo jak on.

***
Oto rozdział w wykonaniu Marleny, przesłała rozdział jakieś 2 godziny temu,
a ja dopiero teraz weszłam na pocztę i go zobaczyłam,
i od razu dodaje. ♥
Były tylko dwa rozdziału, ten oraz od Karoliny Verdas.
Dziewczynom bardzo dziękuje za udział! ♪

wtorek, 10 grudnia 2013

Konkurs!

Hej, pewnie myśilcie, że będzie to jakiś konkurs na One Shota, ale mylicie się xD
Jest to konkurs w którym piszecie rozdział! 
Musicie w nim, jakoś zbliżyć Jorge oraz Martinę, 
mogą się pocałować, ale nic więcej :D
Wszystko musi dziać się w jego domu.
Tak, większość rozdziału już Wam powiedziałam, ale co tam :D
 W konkursie, liczy się oryginalność.
Co wy na to? 
Prace przysyłajcie do PIĄTKU (13.12.13)
Na e-mail : baileyy@wp.pl

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział X

  Jego dom był duży, bardzo. Na ścianach wisiały różne zdjęcia, na niektórych był ze Stephie... Ja go nie rozumiem. Jak można zmieniać dziewczyny jak skarpetki?! Chociaż, może on szuka tej jedynej... Haha, zabawne, kiedy tak pomyślałam, to prawie mi się zrobiło go żal. Prawie. Nagle poczułam, że głowa mnie strasznie boli. Zachwiałam się, po czym usiadłam na kanapie.
 - Jorge, masz jakiś ibuprom, czy coś? - zapytałam, a on się zaśmiał. 
- Tsa, alkohol daje się we znaki. Czekaj, coś chyba mam. - podszedł do szafki w kuchni, ,, przypadkowo " wpadając na stół, przez co z hukiem rozwalił wazon, a ja złapałam się za bolącą głowę.
- Szybciej. - prawie warknęłam. 
- No czekaj, szukam. - odpowiedział i zaczął szukać między szklankami obijając je o siebie. Myślałam, że mi głowa eksploduje... - Nie tutaj... - szepnął do siebie i podszedł do drugiej szafki. Wykonywał tą samą czynność, tylko tym razem stłukł talerz. W końcu wziął do ręki opakowanie tabletek. Zajrzał do środka i skrzywił się.- Ja pier papier... - powiedział i wyrzucił tabletki do kosza.
- Ja pier papier?! - zaczęłam się z niego śmiać
.- Wiesz, ja w przeciwieństwie do niektórych nie klnę przy ludziach. Nie ma tabletek, pani nie boję się paparazzi, trzeba jechać do apteki.-
 To znaczy, TY musisz jechać. - stwierdziłam, rozłożyłam się na kanapie i położyłam nogi na stolik do kawy.
- Nie, MY musimy jechać. - uśmiechnął się sztucznie i zdjął moje nogi ze stolika. - Ubieraj się. - oznajmił.
***
 Siedziałam w samochodzie i czekałam, aż szanowny Jorge wyjdzie z apteki. Zamknęłam na chwilę oczy, ale nie trwało to długo, bo chwilę potem przyszedł ten matoł. - Dłużej nie można było?- zapytałam ironicznie.   - Niestety, już zamykają. - zaśmiał się. Odpalił silnik i chwilę potem byliśmy z powrotem. Kiedy tylko przekroczyłam próg jego domu od razu rzuciłam się na łóżko. On podszedł do mnie z wodą w szklance i tabletką.- Trzymaj i się ciesz. - podał mi szklankę.
- Dzięki. - warknęłam. Szybko zabrałam mu szklankę i wzięłam tabletkę. Ledwo się skrzywiłam, nigdy nie lubiłam leków. A może to z jego widoku ? - Dzięki. - oddałam szklankę w jego ręce. Za chwilę odszedł do kuchni. 
- Ej, Martina masz jakieś ciuchy do spania ? - wydobył się jego głos z kuchni. Po chwili zjawił się uśmiechnięty, przede w drzwiach.
- Cholera. - zaklęłam pod nosem. 
- Chcesz jakieś ciuchy Stephie ? 
- No spoko. - zgodziłam się. Ciekawa jestem jakie ciuchy ona zdążyła od niego wyciągnąć. Szczerze mówiąc, to nigdy jej na żywo nie widziałam, jedynie na zdjęciach w internecie. Poszedł do jakiegoś innego pokoju i po chwili wrócił z " piżamą ". Moje brwi od razu podniosły się do góry, a jego usta stały się czymś na kształt banana. - Boże, boje się o to co wy robiliście jak ona u Ciebie spała. - Zaśmiałam się. 
- Boisz się ? Co, zazdrosna jesteś ? - zapytał. Przewróciłam oczami :
- Nie, nie jestem.
- No dobra, wierze Ci, trzymaj. - podał mi już normalną piżamę.
- Dziękuję. - powiedziałam ostro, i wyrwałam mu piżamę. Chciałam go jakoś wyminąć, żeby pójść do łazienki się przebrać. Jednak on się nie dał. - Daj mi przejść, głowa mnie na... - spojrzał a mnie z pogardą. - Nawala, tak nawala. - powiedziałam piskliwym głosem. On wywrócił oczami i już tym razem mnie przepuścił.
- Jak już się przebierzesz, to idziesz na lewo, później schodami do góry i drugie drzwi po prawej masz pościelone łóżko. - powiedział i wyszedł. Wydukałam tylko ciche " Dziękuje " i skierowałam się do łazienki. Po przebraniu się, spojrzałam w lustro. Wyglądałam gorzej niż nos listopadowa. No nic, muszę jakoś to przeboleć. Poszłam jeszcze do kuchni się napić, po drodze zobaczyłam jak Jorge śpi, z otwartą buzią. " Podkradłam " mu telefon i zrobiłam mu zdjęcie. Odłożyłam go ostrożnie i poszłam równie i cicho do kuchni. Nalałam sobie wody. Szybko ją wypiłam i poszłam do wyznaczonego przez Jorge pokoju.


***
Dzięki Liseł ♥♥
Liseł pisał ten rozdział do momentu " - Dzięki. - warknęłam. Szybko zabrałam mu szklankę i wzięłam tabletkę. Ledwo się skrzywiłam, nigdy nie lubiłam leków. A może to z jego widoku ? - Dzięki. - oddałam szklankę w jego ręce. Za chwilę odszedł do kuchni. " 
Czyli od tego momentu żałujecie, że to czytaliście. < 33

niedziela, 1 grudnia 2013

Jeśli...

Jeśli chcecie rodział, to musicie pokomentować trochę rozdział ;3
Bo kurde 16 obserwatorów, a 3 komentarze... :((

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział IX ( CZ.1 )

Tym kimś był Fran. Szybko zakrył mnie swoją bluzą i pobiegliśmy do samochodu.
- Skąd ty tu się znalazłeś? - spytałam. Strasznie bolała mnie głowa. Kolejny raz - wina alkoholu.
- Możesz mi podziękować.
Siedziałam z tyłu, obok Frana, więc zobaczyłam w lusterku twarz Jorge.
- A z jakiego to powodu? - wkurzonym wzrokiem spojrzałam na brata.
- Zadzwonił do mnie, że tańczysz sobie na blacie.
- Mówiłeś coś rodzicom ? - spytałam. Pomimo swojej pełnoletności, miałabym przechlapane. Rodzoce ciągle mnie traktują jak mała dziewczynkę.
- Mamie, nie. Tata wyjechał do Amsterdamu. Zostawił mamę, nawet nie próbował jej przepraszać. - oznajmił.
- To o to wtedy oni do Ciebie dzwonili... - odezwał się Jorge.
- Weź się zamknij.
- Nie. - zaśmiał się cicho.
- Boże, co Ci szkodzi. Jesteś pojebany, mam Cię dość. - wysiadłam z auta i zaczęłam iść w nieznaną mi stronę. Zrozumiałam co zrobiłam. Przecież jestem wzorem małych dziewczynek, a takie numery odstawiam. Popełniłam wielki błąd tańcząc, ubierając się tak. Kurde, po co ja to robiłam ?! Jestem głupia. Po co mi to było do szczęścia. Dlaczego chciałam udowodnić Jorge, że nie obchodzą mnie paparazzi. Może i wypiłam trochę, miałam kaca, nadal mam, ale dlaczego byłam, aż tak głupia ?! Usiadłam na ławce, podkuliłam nogi i siedziałam tak z pół godziny i rozmyślałam nad tym co wcześniej. Poczułam czyjś dotyk na ramieniu. I perfumy. Te perfumy poczułby nawet, człowiek bez węchu.
- Czego chcesz ? - spytałam oschle.
- Zawieść Cię do domu. - usiadł obok mnie.
- Po co ? Poradzę jakoś sobie.
- Taa, właśnie widzę jak sobie radzisz.
- Oj, cicho bądź. Nie chce z nikim gadać.
- Ale ze mną będziesz musiała. - odwróciłam głowę w jego stronę i zmarszczyłam brwi. - Francisco mi kazał Cię zawieść, bo na niego czekała Maria.
- Skoro już nie mam innego wyjścia... - westchnęłam. Wstaliśmy i ruszyliśmy swoje cztery litery do samochodu. Jechaliśmy w ciszy, leciała tylko muzyka. Po około 20-minutowej jeździe samochodem i dotarciem pod mój apartament wysiadłam. Coś mi nie pasowało, było mi lekko. Skojarzyłam, że nie mam torebki, co wiązało się również z brakiem kluczy.
- Jorge. - zaczęłam pukać w okno od samochodu. Od razu otworzył, spojrzał na mnie zdziwiony. - Nie mam kluczy.
- Wsiadaj. Jedziemy do mnie. - coś kliknął, że drzwi pasażera się otworzyły. Wsiadłam i zapięłam pasy.
- Dzięki. - powiedziałam na co on się lekko uśmiechnął. Dojechaliśmy tam, po nawet długiej drodze, podczas której nie rozmawialiśmy wcale. Otworzył drzwi. Jego dom był duży, bardzo duży.

***
Hej, rozdział, a raczej połowa, jest dzisiaj. Nie wiem czy dodam coś w sb, bo jakoś 
nie mam weny. I jestem smutna, bo Ag. z te-fazer-feliz odchodzi. Jej Cares był cudowny,
mimo, że jestem za Caxi :D * lecą hejty *
Zadawajnie pytania w zakładce :D
Nie chce mi się pisać, więc nara :****

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział VIII

- Z Julie Lambre. Mamą Mercedes. - powiedział tym razem mój ojciec. Czy Mechi o tym wiedziała ? To zdanie, a raczej pytanie pierwsze mi przyszło do głowy.
- Od kiedy ? - spytałam.
- Od pięciu miesięcy. - odpowiedział.
- A wy wiecie od...?
- Wczoraj. Wczoraj przyszła Julie i oznajmiła nam, że jest w ciąży. - powiedziała moja mama. Co ? Jaka ciąża ?! Chyba jestem już troszeczkę za stara na nowe rodzeństwo. Każdy po mojej minie odczytałby, że jestem wściekła, ale za równo zdziwiona.
- Muszę już iść. - wzięłam swoją walizkę i wyszłam. Przed domem stał jakiś samochód. Podeszłam trochę bliżej, i zobaczyłam, że to Mechi przyjechała swoim Mercedesem. Dziewczyna otworzyła okno od niego.
- Wsiadaj. - powiedziała. Uśmiechnęłam się. Ostatnio mogłam liczyć tylko na nią. I tak się oddalamy. Mamy nowe projekty do zrealizowania. Jeszcze teraz do tego koniec Violetty. Na początku miała być to przyjaźń tylko do promowania serialu. Ale po kilku tygodniach, mogło się o nas powiedzieć już przyjaciółki. I tak do tej chwili jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Wsiadłam do samochodu.
- Jedziemy do Ciebie. Zrobimy się na bóstwo, i jedziemy na imprezę do Lodo. Musisz się rozerwać. - po jej słowach, przytuliłam ją. Kolejna sytuacja, kiedy tylko ona mi chce poprawić humor. Kocham ją, kocham ją jak siostrę.
- Okey. - powiedziałam gdy już się od siebie od-przytuliliśmy. Droga nie była długa, więc po kilku minutach byłyśmy już na miejscu. Wjechałyśmy windą na odpowiednie piętro.
- Ładnie tu masz. - stwierdziła.
- Wiem. Zjesz coś ? - zapytałam.
- A co masz dobrego ? - odpowiedziała mi pytaniem.
- Kanapki z dżemem. - zaśmiałam się lekko. Trochę dziwnie to brzmiało : Co masz dobrego ? Kanapki z dżemem.
- Aha, to podziękuje. Dobra, szykujemy się. - potarła ręką o rękę.
- Okey. - powiedziałam i poszłyśmy do garderoby. Po wielu, na prawdę wielu wybranych zestawów, postanowiłyśmy, że wybierzemy sobie nawzajem ubrania. Mechi wybrała dla mnie to. Trochę, a nawet bardzo wyzywające, ale Mechi uznała, że muszę kogoś sobie znaleźć, to mam tak wyglądać. Niechętnie, ale się zgodziłam. Ja za to wybrałam dla Mechi to. Przeczesałyśmy jeszcze włosy i wyruszyłyśmy. Po kilkunastu minutach już byłyśmy na terenie wynajętego przez Włoszkę kawałka plaży.
- Hej. Jesteś! Wchodźcie. - odgrodziła nam drogę i weszłyśmy. W środku już chyba byli wszyscy.
- Cande! Jak z nogą ? - spytałam gdy tylko ją zobaczyłam.
- Już dobrze. Tylko szkoda, że już koniec z En Vivo, i w ogóle z Violettą. - westchnęła.
- No, ale mam nadzieje, że znowu będzie jakiś projekt z nami, a przynajmniej z większością z nas.
- Ja też. - odpowiedziała. - Świetnie wyglądasz.
- Dzięki, ty też.
- Dzięki. Dobra, lecę do Lodo. - odeszła.
Podeszłam do baru gdzie siedziała już Alba.
- Hej, co się dzieje ? - usiadłam na krześle obok.
- Hej, Facundo spędza coraz więcej czasu z Cande. Powoli zaczyna mnie to irytować, zaczyna więcej przebywać z nią niż ze mną. - już po " Hej " oczy zaszkliły jej się. - Gdybym Ci powiedziała " Nie przejmuj się nią " to wiem, że zbytnio to bym Ci nie pomogła. Ale na prawdę, nie wiem co Ci powiedzieć. - westchnęłam. - Może daj mu ultimatum ? Albo ty albo Candelaria ?
- Dobry pomysł. Wykorzystam go. - oznajmiła i odeszła.
- Coś chyba towarzystwa sobie nie znajdę. - powiedziałam do siebie. Zaczęłam zamawiać drinki. Pierwszy poszedł szybko, drugi jeszcze szybciej. A kolejne, kolejne coraz szybciej.
- A kuku! - krzyknął ktoś z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam Jorge.
- Hej. - przywitałam się. - Gdzie Stephie ?
- Zerwałem z nią. Znudziła mi się.
- Jesteś pojebany, zmieniasz dziewczyny jak skarpetki. A może i nawet częściej. I do tego jesteś chamski. - wstałam i podeszłam do niego.
- Może tak chcę? Może chcę znaleźć, tą dziewczynę która będzie przy mnie do końca życia?!
- Krzywdząc inne? Jorge, nie jesteś pępkiem świata.
- Wiem. Ale nie mam prawa do szczęścia? - złapał mnie za ręce, ale szybko je wyrwałam. Nogi mi się ugięły. Za dużo alkoholu.
- Ej, ej, Tini. Wszystko w porządku? - pomógł mi się utrzymać, trzymając mnie za ramiona.
- Kurwa, zapomniałam powiedzieć Mechi. - walnęłam się ręką o czoło.
- Przestań bluźnić, paparazzi się kręcą. - powiedział szeptem.
- Mam to w dupie. Mogłabym nawet wejść do morza, bez spódnicy. Nie obchodzą mnie oni, nie obchodzi mnie nikt. - próbowałam się od niego wyrwać, jednak na próżno. Powoli zaczynało mnie to irytować.  - Puść mnie, albo zrobię coś głupiego.
- Nie. - odpowiedział.
- Jak chcesz. - wyrwałam się od niego. Zaczęłam nie panować nad sobą, za dużo drinków. Weszłam na blat i zaczęłam na nim tańczyć. Blask fleszy mnie oślepił, spadłam. Nie poczułam bólu. Ktoś mnie złapał.

***
Dawno nie było, ale przynajmniej macie długi :D
Same dialogi...
Dziękofam za 10 obserwatorów,
117 kom, ( Lisa, dzięki ;3 )
3800 wyświetleń :D
Zastanawia mnie jedno,
czemu komentujecie tylko
w dzień rozdziału,
lub dzień po
a później pustki ?! :D



sobota, 16 listopada 2013

Rozdział VII

           Dzisiaj wyjątkowo wstałam 9. Pospałabym jeszcze dłużej, ale muszę oddać kluczyki do 13. A znając mnie wyrobie się z ubieraniem itp. na 10. Plus jeszcze weź się spakuj. Weszłam do łazienki po czym prędko wskoczyłam pod prysznic. Po krótkim, pobudzającym prysznicu owinęłam się w ręcznik i powróciłam do pokoju. Ubrałam się i kolejny raz wróciłam do łazienki, tym razem w celu zrobienia sobie makijażu. Już pomalowana zaczęłam się pakować.  Do mojego pokoju wparował Ruggero z patelniami w oby dwu rękach..
-  Tini, pobudka! - walnął patelnią. o patelnie. Głupek nie zauważył, że ja już dawno nie śpię.
- Ja już nie śpię, geniuszu. - zaczęłam się śmiać.
- To ja tu chodzę i szukam po całym hotelu patelni a jak przychodzę to ty wypindrzona ?! To nie fair! - tupnął dziecinnie nogą.
- Aha?! Fajnie... - powiedziała Mechi zza jego pleców.
- O, Mechi. - R. przytulił Mechi.
- Nie, wiesz Ludmiła. - zachichotała.
- Ludmiła ?! Przestań mnie prześladować! Przecież zerwaliśmy ! - po minie mojej przyjaciółki było widać, że się wnerwiła.
- R. wiesz, że to była sarkazm ?! - powiedziała dosyć głośno.
- Yyy. - podrapał się po głowie. Nie wiem jak on utrzymuje to swoją metrową grzywkę na tej głowie. - Przecież żartowałem! - chciał pocałować M. ale ona go odepchnęła.
- Masz karę. - weszła do mnie i go lekko wypchnęła.
- Hahahahahhahahah. - wybuchłam śmiechem.
- Tini! Tini, uspokój się! Muszę Ci coś powiedzieć! - przy ostatnim zdaniu trochę spoważniała, więc uznałam, że naprawdę muszę się ogarnąć.
- Nie będzie dalszej części En Vivo, nie będzie już Violetty. - powiedziała poważnym tonem i z zaszklonymi oczami. Było widać, że nie kłamie.
- A... Al... Ale jak to ?! - krzyknęłam. Widziałam, że to była prawda, lecz jak debilka zaczęłam się wypytywać : - Robisz sobie ze mnie żarty razem z Ruggero? Tak? Powiedz, że tak! Mechi! - zaczęły z oczu ulatniać mi się łzy. Violetta to było dotychczas moje życie. Moja druga ja. - Skąd ty to wiesz? - spytałam.
- Producent do mnie dzwonił. - powiedziała.
- Ale przecież ktoś z planu wczoraj do mnie dzwonił, że mam udawać, że chodzę z Lazanią. - wszystko zaczęło mi się składać w jedną kupę. Chcą mnie zrujnować.
- Chcą Cie/Mnie zrujnować. - powiedziałyśmy w tym samym czasie. Normalnie byśmy się śmiały, ale w tej sytuacji to nam do śmiechu nie było.
- Co mam robić ? - spytałam przyjaciółki. Mercedes sama nie wiedziała co powiedzieć, a dała mi o tym znać wzruszając ramionami. - Dobra, idę oddać kluczę. - wzięłam swoją walizkę w rękę i razem z Mechi wyszłyśmy. Pokierowałyśmy się do windy.
- Tini, jadłaś coś ostatnio? Bardzo schudłaś. - powiedziała w windzie.
- Wszystko mi się wali, nie mam czasu żeby jeść.
- Potrzebujesz kogoś kto by Ci pomagał. - oznajmiła.
- Przecież mam Ciebie. - wiedziałam do czego dąży, ale chciałam żeby ona to powiedziała.
- Tini, przecież wiesz o co mi chodzi, nie udawaj głupiej. - winda już zjechała na dół. Podeszłyśmy do recepcji i oddałam kluczyki.
- Yhh, Mechi daj spokój nie mam czasu na miłostki.
- A jak byś wzięła sobie jakiegoś faceta z naszego planu ? - zasugerowała.
- Chyba Cię porąbało. Mówiłam Ci już, że muszę chodzić z Lazanią. - powiedziałam.
- Idziesz w końcu na tą imprezę do Lodo ? - zapytała.
- Nie, raczej nie. Przed drzwiami czekali na nas ochroniarze, zabrali moją walizkę i wspólnie wyszliśmy. Panowie zabronili mi rozdawać autografów. Nawet nie ingerowałam dlaczego, bo do rozdawania autografów muszę być uśmiechnięta. Nie mogłam teraz tego wymusić, a jeszcze bardziej smutno mi jest patrzeć na smutnych fanów. No, ale nic nie mogłam zrobić. Poprosiłam żeby mnie wysadzili przed rodzinnym domem. Zapukałam do drzwi, usłyszałam kroki, po chwili drzwi otworzył mi Fran.
- Wejdź. - odsunął się tak, żebym mogła wejść. Weszłam targając za sobą walizkę. Postawiłam ją przy sofie i usiadłam pomiędzy mamą, a tatą.
- Dlaczego ? - spytałam patrząc na nich na przemian.
- Tini, twój ojciec mnie zdradził. - powiedziała to tak jakby to było normalne, jakby jej to obojętne.
- A... Ale... Jak to ? - powiedziałam cicho. Nie chciałam tego przyjąć do wiadomości. - Z kim ? - powiedziałam głośniej.
-  Z...

***
Tak, wiem rozdział do bani :D
Nie musicie mi tego mówić! xD
Jakoś miałam pomysł, ale nie mogłam go przelać tutaj ;3
Z resztą i tak nie umiem pisać, więc co się dziwić :P
Rozdział będzie, w tygodniu, jak będę miała wene.
Jeśli nie - w sobotę.
Zaaktalizowałam " Bohaterów "!
Zadawajcie pytania w " Pytania do postaci " :D

Żegnam! :D

poniedziałek, 11 listopada 2013

Nowy wygląd + Pytanko

Nowy wygląd! *.* Tak, to już koniec wypowiedzi o nowym wyglądzie a teraz pytanko :3
Co byście powiedzieli gdybym założyła nowego bloga?
Oczywiście, ten blog nadal by był. Mam po prostu masę innych pomysłów, których nie mogę użyć tutaj, bo nie pasują. Blog byłby o Violetcie, nie a Martinie. Chcę znać waszą opinię. Nie wiem czemu, ale chcę XD Bardzo ambitny post c' nie ? Hahhahah.

Takie tam Jortini xd

Rozdział VI

*Martina*
Sama nie wiem, czy mój sen miał mnie odstraszyć od Jorge, czy śnił mi się, bo się w nim zakochałam. Ej! Co? Ja się w nim nie zakochałam! Chyba. Dzisiaj kolejny dzień spektaklu. Kolejny pocałunek. Nie wiem co mam robić. Muszę udawać, że chodzę z Diego, równocześnie całując się z Jorge. Już mam dość tego, że obcy ludzie robią mi scenariusz życia. Chce być odpowiedzialna za to co robię, i chcę móc robić to co chcę. Jest 7:00 za pół godziny muszę być na próbie. Moment! Za ile? Pół godziny?! Nie zdążę! Szybko ubrałam się w to. Żeby nie tracić czasu na makijaż, założyłam okulary przeciwsłoneczne. Szybkim krokiem wyszłam i zamknęłam drzwi. Przed wyjściem czekali ochroniarze, pod ich obecnością wyszłam niezauważalnie. Wsiedliśmy do samochodu i po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Próbowałam unikać Jorge, z nikim nie rozmawiałam, byłam prawie nie obecna. Szłam do garderoby mojej i Mechi, ale ktoś mnie zatrzymał.
- Martina, zaczekaj. Czemu mnie unikasz ? - spytał głos. Odwróciłam się i zobaczyłam mojego przyjaciela. Tego, z którym wczoraj się całowałam.
- Jorge, chce zapomnieć. - oznajmiłam.
- Czemu ? - widać było, że był zdziwiony. Nie wiedziałam co powiedzieć, jak mu to wytłumaczyć. W pierwszej myśli chciałam mu opowiedzieć mój sen, ale znalazłam lepsze rozwiązanie.
- Nie chce psuć naszej przyjaźni. - skłamałam. - Bo my się przyjaźnimy, nie ?
- Tak, tak. - po jego słowach nastała cisza, którą przerwał mój telefon. Odebrałam.
- Martina, musimy Ci coś powiedzieć. - usłyszałam głos moich rodziców. - Rozwodzimy się. - powiedzieli i rozłączyli się. To jakiś żart? Przecież dzisiaj nie 1 kwietnia! Nie, to nie może być prawda. Przecież nic się pomiędzy nimi nie działo, chyba. Zawsze byli wzorowym małżeństwem. Cały czas trzymałam telefon przy uchu, jakbym chciała usłyszeć jeszcze coś.
- Coś się stało ? - spytał.
- Tak, Jorge. Bardzo dużo się stało. - powiedziałam i schowałam się do garderoby. Po chwili przyszła Mechi. Widziała, że coś się stało. Nie pytała co, tylko przytuliła mnie. Właśnie to w niej lubiłam, nie wypytywała się mnie bez sensu, tylko od razu pomagała.
- Dzięki. - powiedziałam uśmiechając się lekko.
- Tini, zaraz występ. - powiedziała. Spojrzałam na zegarek. Za godzinę pierwszy występ.
- Idę już się przygotować. - powiedziałam i wyszłam.

Za chwilę znowu ten cholerny pocałunek. Najgorsze jest to, że to Violetta musi całować Leona, a nie na odwrót. Zamknęłam oczy, i zrobiłam to co jest w scenariuszu. Szybko zapadła kurtyna. Oderwaliśmy się od siebie i poszliśmy w dwie różne strony. Odbyło się jeszcze zakończenie i zeszliśmy ze sceny już na dobre. To był ostatni koncert w Buenos Aires. Dopiero w piątek jedziemy do Santa Fe. 4, prawie 5 dni bez całowania Jorge.
- Kochani, jutro impreza u mnie na zakończenie En Vivo w Buenos! - ogłosiła Lodo. Nie mogę tam pójść. Nie po rozwodzie rodziców. Gdybym musiała to przesiedziałabym tam cały dzień i noc, żeby dowiedzieć się dlaczego postanowili się rozwieść.
- Lodo, wielkie sory, ale nie przyjdę. - powiedziałam.
- Czemu ? - spytała.
- Sprawy rodzinne. - odpowiedziałam i poszłam się przebrać. Założyłam swoje ciuchy i ruszyłam w stronę wyjścia. Oczywiście musieli czekać ochroniarze. Tym razem nie obyło się bez autografów i zdjęć. Po pół godzinnym uszczęśliwianiu fanów byłam, aż tak zmęczona, że musiałam już jechać. Fani byli smutni, a ja jeszcze bardziej. Nie lubię jak są smutni, można powiedzieć, że "automatycznie" staję się też smutna. Zmyłam makijaż i położyłam się spać... Oczywiście już bym usnęła, ale nie mogłam, bo musiał mi zadzwonić telefon. Z niechcenia odebrałam, ponieważ zobaczyłam, że to ktoś z planu.
- Halo ? - spytałam niemrawo.
- Martina, mała zmiana planów. Teraz musisz udawać, że chodzisz z Peterem Lanzanim.
- Co ? Przecież ja go nie znam osobiście! - krzyknęłam.
- Spokojnie, to tylko żeby fani nie myśleli, że jesteś z Jorgem.
- Ygh, no dobra. Wole już tą Lazanię, od tej małpy...
- Tini, to Peter Lanzani, nie Peter Lazania.
- Oj, a co to za różnica ?!
- Nie wiem, dobra idź spać! - rozkazała mi. Rozłączyłam się i znowu ułożyłam się do snu...

***
No i prezentuje Wam rozdział VI ! ^.^
Tak, Tini musi chodzić z Lazanią.
Taki mój wymysł :D
Ten zestaw z Polyvore to nie mój jak coś ;3
Rozdział był już wczoraj napisany, ale 
stwierdziłam, że jest go mało i coś tam dopisałam :D
Dziękuje za 4 obserwatorów :3 
Niestety, ale coś się z bloggerem stało
i nie mogę dodać samego gadżetu :c



sobota, 9 listopada 2013

Rozdział V

** Sen Martiny **
 Obudziłam się. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - w drzwiach stanął Fran.
- Ubierz się i zejdź na dół. Czekają tam. - powiedział i wyszedł. O co mu chodziło? Kto to czekał? Postanowiłam nie zastanawiać się nad tym, tylko ubrać się i zejść. Na dole stało kilku lekarzy.
- Kim panowie są? - zapytałam.
 - Jesteśmy lekarzami, przyjechaliśmy na życzenie pani Mariany. - odpowiedział jeden z nich. Zdziwiłam się tym, po co mama prosiła o przyjazd lekarzy.
- A po co ? - spytałam.
- Musimy zbadać panią Martinę. - odezwał się inny głos, trochę przypominał jakiś głos, tylko nie wiem jaki.
- To ja. - spojrzeli na mnie dziwnie, a ja na nich pytająco.
- Widać, że pani stan się na prawdę poprawił. - powiedział ten sam głos.
- O co panu chodzi?
- Nie pamięta pani? - powiłam przecząco głową. Jest pani chora, nie odkryliśmy jeszcze na co. - odpowiedział. Zatkało mnie. Zawsze byłam zdrowa, w życiu anginy nie miałam.
- I co teraz?
- Na razie może pani zostać w domu, ale za kilka dni lub tygodni może się pani stan pogorszyć, i będzie pani musiała jechać do szpitala.
- Dobrze, a teraz mogą państwo już wyjść. - podeszłam do drzwi o otworzyłam je. Po krótkiej chwili wyszli.
- Co chcesz zrobić? - spytał mój brat. Wzruszyłam ramionami.
- Muszę się przejść. - oznajmiłam. Wzięłam swoją torebkę i wyszłam. Po kilku minutach zaczął padać deszcz. Nie chciałam moknąć, więc schowałam się pod drzewo. Na co mogę być chora? Czemu akurat ja? Nie mam nawet... Niczego nie mam. Niczego w życiu nie osiągnęłam. Nie mam chłopaka. Nie miałam. Nie mam przyjaciół. Nigdy nie mogłam ich mieć. Bałam się wychodzić do ludzi, po śmierci ojca, zamknęłam się w sobie. Nie byłam tą małą, ciągle uśmiechniętą Martiną. Byłam inna niż wszystkie dziewczynki w moim wieku, jedne ubierały kolorowe spódniczki - ja czarne spodnie. Usłyszałam głos:
- Panno Stoessel, nie może pani się przeziębić! - ujrzałam człowieka ubranego w biały, lekarski fartuch. Kojarzyłam go skądś. Po sekundzie skojarzyłam, że to on był jednym z lekarzy w moim domu. Po chwili mężczyzna podszedł. Nie był stary, ale nie miał też 18-tu lat. Wyglądał tak jak na mój wiek. ( 23 lata )
- Bo co?! I tak nigdy nic nie osiągnęłam! Nigdy nic nie miałam! - zaczęłam krzyczeć, równocześnie płacząc. Musiałam usiąść. Oparłam się o pień drzewa i zsunęłam się. Lekarz usiadł obok mnie. 
- Nie możesz się poddawać. Musisz walczyć. - odwróciłam głowę w jego stronę. - Jorge. - uprzedził moje pytanie.
- Ty już wiesz jak mam na imię. - lekko się uśmiechnęłam, ale zaraz uśmiech spadł mi z twarzy. Jorge wytarł łzę, która nadal płynęła po moim policzku. Nasze twarze były bardzo blisko siebie. Tak blisko, że przerażająco jak na osoby, które się poznały ledwie 5 minut temu.
- Jorge?! - powiedziała głośno jakaś blondynka. Natychmiast z Jorge'em wstaliśmy. 
- Stephie, to nie tak. To moja pacjentka. - próbował się tłumaczyć.
- Ta, uważaj, bo Ci uwierzę! To jest zwykła... - nie usłyszałam dalej, uciekłam. Biegłam i cały czas myślałam o Jorge, o jego zielonych oczach, o jego ustach, które były tak blisko moich. Czy ja się zakochałam? Nie wiem, nigdy nie doświadczyłam tego uczucia. Usłyszałam wołanie mojego imienia. Odwróciłam się, nikogo tam nie widziałam. Obudziłam się.

***
Fajnie, przez tyle, co mnie nie było nic nie pisałam, a jak dzisiaj się zebrałam to cały rozdział napisałam XD
Dziękuje za tyle nominacji do LBA :3
Niedługo powinnam to ogarnąć i napisać :D
Tini oczywiście z Jorge :D
Sen Ale nie myślcie, że od razu będzie taka sielanka:D
Poczekacie sb trochę na Jortini :D
Zua ja :** Do następnego, który nie w
iem kiedy będzie. 
Zapewne w tygodniu :D



poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział IV

Następnego dnia....
Martina
Dzisiaj po raz pierwszy występujemy przed publicznością. Nie mogę powiedzieć, że się nie stresuje. Do tego najgorsze jest to, że muszę się całować z tym debilem. ( czyt. Jorge :D ). Już bym wolała całować się z małpą. Jednak co się różni małpa od Jorge? Nie wiem. Pierwszy spektakl mamy o 16:00 jednak jeszcze próba, charakteryzacja i inne pierdoły. Ciekawi mnie jednak, że gdy weszłam wczoraj do swojego pokoju, chłopaki przestali puszczać piosenki. Dziwne. Może po prostu i im zaczęły pękać bębenki? Dobra, muszę zacząć się ubierać, bo zaraz się spóźnię. Czego bym nie chciała. Po kilku minutach wybrałam. Nigdy nie miałam problemów z wybieraniem ubrań, zawsze dobierałam ubrania do mojego nastroju, oraz pod wybraną okazję. Żadko kiedy zakładam spódnice, ubieram je w tedy kiedy mam jakieś spotkanie, albo kupiłam nową i mnie bardzo urzekła. Okey, koniec wykładu o ubraniach. Czas wyruszać ( XD ). 

Kiedy już doszłam, wszyscy byli. Wszyscy spojrzeli na mnie, jak na jakąś dziwaczkę.
- Tini, zapomniałaś szminki! - powiedziała zdziwiona Mechi. Faktycznie o niej zapomniałam, a zawsze ją "nosiłam" na swoich ustach. 
- Kur... - spojrzeli na mnie wzrokiem "coś ty powiedziała?!". de - dokończyłam, a wszyscy zaczęli się śmiać. Najbardziej się śmiał Rugg, który trzymał coś w ręku. Podeszłam do niego. Okazało się, że tą rzeczą była moja szminka.
- Osz ty! Oddawaj. - zaczął uciekać, a ja go gonić. Jednak po kilku minutach, zrezygnowałam.
- Mechi, twój chłopak, jara się szminką. - położyłam rękę na jej ramieniu.
- Co? Jaki chłopak? - oczywiście genialna ja, musiała zapomnieć, że Rucedes ( no wiecie, Mercedes + Ruggero :D ) miał być tajemnicą.
- Ty i Ruggero ?! - spytał zdziwiony Jorge.
- Oj, zamknij się! - odwróciłam się na sekundkę do niego. - I, że ja będę musiała Cię całować. - powiedziałam z zawiedzeniem.
- No, wiesz. Miliony dziewczyn o mnie marzą. 
- Tak, tylko, że ja do nich nie należę. - zachichotałam.
- Tak, tak. Na pewno. 
- No, tak! 
- Mhm... Tak, już Ci wierzę.
- Jak ja Cię nienawidzę.
- Pożyjemy, zobaczymy. - powiedział tajemniczo.
- Dziwny jesteś.
- Amerykę odkryłaś! - powiedział Facundo.
- A co ja Kolumb jestem? - spytałam.
- Od dzisiaj tak. - powiedział ze śmiechem Rugg. Podeszłam do niego, i zabrałam mu szminkę.
- Dziękuję. - powiedziałam i kolejny raz podeszłam do Mercedes.
- Ludzie, zaczynamy. - przyszedł jeden z pracowników prze En Vivo. Wszyscy wyszliśmy na scenę i zaczęła się próba. Na koniec ( koniec z najgorszych końców ), musiałam się pocałować z małpą ( czyt. Jorge ).
- Boże, jak ja czasami nie na widzę tej pracy... - powiedziałam gdy byliśmy już blisko, bardzo blisko.
Jednak waćpan musiał postawić na swoim i mnie pocałować. Po kilku sekundach zapadła kurtyna. Szybko się od siebie oderwaliśmy. Usłyszeliśmy głośne brawa, kurtyna znowu się podniosła. Wszyscy zaczeli krzyczeć albo " Leonetta " lub " Jortini ". Boże, jakie oni mają wymysły. Jednak uśmiech nie schodził mi z twarzy, gdy widziałam tylu uśmiechniętych moich fanów.
- Kocham Was bardzo! Dziękuje! - krzyknęłam do mikrofonu.
- Jortini! Jortini! - nagle wszyscy zaczęli wykrzykiwać. Spojrzałam szybko w bok, stała tam organizatorka, napisała na jakimś kartonie : " No całujcie się no!". Szarpnęłam lekko Jorge i wskazałam palcem na kartkę. Chłopak spojrzał na mnie, złapał w talii, i przysunął do siebie. Nasze nosy się stykały, doskonale wodziałam każdy detal jego twarzy, jego zielone oczy w których szybko się było zatopić. Popatrzyłam na fanów, ich krzyk aż zagłuszał. Kolejny raz spojrzałam w jego oczy, a on mi. Nie potrzeba było czasu, żeby nasze usta się zetknęły. Odsuneliśmy się. W tłumie zobaczyłam dziewczynę, która płakała. Podeszłam do krańca sceny, żeby zejść. Poprosiłam fanów aby się odsuneli. Doszłam do tek dziewczyny i wyciągnęłam ją na scene. Zaczęła jeszcze bardziej płakać. Przytuliłam ją. Poprosiłam migowo, żeby zapadła kurtyna. Tak się stało. Mała blondynka zaczęła coś mówić, tylko nikt z nas nie wiedział co. Dziewczynka skapnęła się, że nic nie rozumiemy i powiedziała :
- Soy Amelka, soy pora Polonia. - Polska?! O boże, jak dawno tam nie byłam! - odezwała się Alba. - Alba, spytaj jej się jak ma na nazwisko, musimy zawołać jej mame. - Mio no yo tengo mama. - powiedziała smutno. Narwyraźniej tylko Alba coś zrozumiała, bo zaczęła coś z nią rozmawiać. - Poproście o panią Taroń. - powiedziała Alba. Podeszłam do jedynego działajągo jeszcze mikrofonu i poprosiłam po angielsku o kogoś od Amelki. Po chwili kobieta zgłosiła się do ochrony i szybko zabrała od nas Amelkę. Poszłam do mojej garderoby aby się przebrać w coś wygodniejszego. Po godzinnym odpoczynku zaczął się kolejny spektakl i znowu akcja się powtórzyła, tylko tym razen bez drugiego pocałunku i Amelki. - I jak Ci się podobało ? - spytał Jorge gdy byliśmy w drodze do hotelu. - Ale co ? - Tini to prawda, że chodzicie ? - spytała jakaś fanka. Pokiwałam przecząco głową. - Szkoda... Mogę z Wami zdjęcie ? - spytała i wyciągnęła aparat. Oboje przytakneliśmy energicznie głową. - No pocałunek. - powiedział gdy odeszliśmy od fanów. - Może być, ale strasznie zaśliniłeś mi usta. - przetarłam usta z obrzydzeniem. - No to fajnie. Bo ty całujesz świetnie. - Aha? Dzięki za info. - Nie ma za co. Tylko coś za coś. Musisz powiedzieć fanom, że ze sobą chodzimy. - Wal się! - Nie, to nie. Zobaczymy co powiesz teraz! - szybko mnie do siebie przycisnął i pocałował. Całowaliśmy siElę z pare dobrych minut, aż w końcu zabrakło mu powietrza. - Zwariowałeś?! - krzyknęłam. Jorge się troche speszył, dobrze, że byliśmy już w hotelu. - Sorry. - powiedział. - Nie, to ja przepraszam. Nie powinnam tak na Ciebie krzyczeć. Chciałeś dobrze. Dla siebie, ale dobrze. - chłopak uśmiechnął się lekko i odszedł. Sama zrobiłam tak samo. Poszłam jeszcze się wykąpać, i od razu położyłam się spać. Po chwili usnęłam.

 ***


Tak, były pocałunki Jortini. Cieszcie się ^^ . Następny rozdział to będzie sen Martiny :-D

piątek, 25 października 2013

Rozdział III

Następnego dnia... 
Martina

Kolejny dzień mijał tak, jak wczorajszy, przedwczorajszy, przed-przedwczorajszy. Powoli zaczyna mi się już to wszystko nudzić. Jednak wiem, że gdybym przestała to robić, to bym czuła pustkę w sercu, i długo bym tak nie pociągnęła. Zwłaszcza, gdybym musiała wyczytywać te wszystkie maile, tweety, krzyki typu " Martino, nie poddawaj się. Wiemy, że jesteś silną osobą." Tak zawsze mówiła mi rodzina, przyjaciele z dawnej szkoły. Tęsknie za nimi, ale oni pewnie sobie teraz myślą, że jestem jakąś zadufaną w sobie gwiazdeczką Disney`a tylko dlatego, że ich nie odwiedzam. Prawda jest taka, że nie mam na to czasu, a to próby, sesje, spotkania z fanami, producentami, a w końcu muszę też odpocząć, co mi się zdarza coraz rzadziej.  Jednak wiem, że zawsze chciałam i chcę być znana na całym świecie. Myślałam, że to będzie łatwe, że z dnia na dzień stanę się światową gwiazdą. Jednak te myśli były błędne. Coraz więcej czasu muszę się zajmować sprawami "biznesowymi". Zero życia prywatnego, ale kocham to co robię, kocham moich fanów, moich hackerów. Czasami mnie to wykańcza. Muszę wysłuchiwać, i sama mówić kłamstwa " Kocham Cię " do Diega, od Diega. Lubie go, ale nic po za tym. 
- Martina, jedziemy do hotelu. - z moich przemyśleń wyrwała mnie Cande.
- Cande! Jesteś! - rzuciłam jej się na szyje, ale po kilku sekundach zaczęły jej się uginać kolana, więc zaczęła mnie odpychać.
- Tak, we własnej osobie. No niby sobie jestem, ale wystąpić, nie wystąpię. - zesmutniałam.
- Szkoda. 
- No dobra, chodź, bo się spóźnimy. - pociągnęła mnie za nadgarstek.

- Wow. - powiedziałam na widok swojego pokoju hotelowego.
- Szkoda, że ja takiego nie mam. - usłyszałam zza pleców głos Ruggero. 
- Co ty tu robisz ? - spytałam zdziwiona.
- Mieszkam obok. - uśmiechnął się szeroko i wskazał na swoje drzwi.
- Załamka. 
- Nie przesadzaj. 
- Ja przesadzać ?! Pff... Chyba coś Ci się pomyliło! 
- Mhm... A! Wiem co Ci jeszcze bardziej poprawi humor!
- Już się boje... - westchnęłam.
- Tu mieszka Xabiani - wskazał drzwi na lewo od jego. - Tu Samuka z Facundo. - wskazał na drzwi na prawo od moich. - A tu Jorge. - wskazał na sufit.
- Co on na suficie mieszka? - zaśmiałam się, jednak po chwili usłyszałam śmiech R. i od razu skojarzyłam. - Nie! Ja się nie zgadzam! - zaczęłam chodzić po całym pokoju.
- Żegnam! - ukłonił się zabawnie i poszedł do swojego pokoju. Zaczęłam się rozpakowywać. Tak, genialnie, musiałam się pakować z nowo urządzonego mieszkania.

Zaraz nie wytrzymam! Głośniej się nie da !? - zaczęłam krzyczeć, ale i tak nie było tego słychać, bo genialne chłopaki zaczęły słuchać 4 różnych piosenek puszczonych na max. Zaczęłam szukać jakiejś wysokiej rzeczy. Znalazłam tylko jakiś mop. Zaczęłam walić nim w sufit, żeby waćpan Jorge raczył wyłączyć muzykę. Po kilku walnięciach ściszył. Teraz " tylko " te inne " mutanty ". Wyszłam z pokoju nawet go nie zamykając. Zaczęłam pukać po pokojach, lecz oni nie otwierali i coś mam przeczucie, że nawet nie zamierzają. Usłyszałam dźwięk windy. Stał tam Jorge. 
- Czemu chciałaś mi wyważyć podłogę? - spytał.
- A czemu ty chciałeś mi wywalić bębenki? 
- Ej, pierwszy zadałem pytanie!
- Ale dziewczyną się ustępuje! 
- Starszym się ustępuje!
- O boshe... Jeden rok różnicy mi wypominasz! 
- A ty mi to, że słuchałem sobie normalnie, jak każdy człowiek muzyki!
- Jak normalny człowiek ?! Normalny człowiek nie puszcza sobie muzyki na fulla bez powodu!
- No, ale ja puszczam! A jak widzisz jestem normalnym człowiekiem! Nie to co ty!
- Nie to co ja?! No to teraz jestem Jorge : Słucham muzyki na fulla, zmieniam dziewczyny jak skarpetki, i mam dwa metry wysokości!
- Tak?! To ja jestem Martina : O boziu! Jestem gwiazdką, i przeszkadza mi, że taki przystojny, utalentowany i cudowny Jorge słucha sobie muzyki! 
- Gdzie ty widzisz przystojnego i utalentowanego Jorge'a ?! Bo ja jakoś nie... Chyba masz przewidzenia!
- Teraz to przegięłaś!
- Niee. - śmiałam się.
- Dobra, daj spokój. Czytałaś zmianę scenariusza? Musimy się ca... całować. - to ostanie zdanie powiedział z obrzydzeniem.
- Co?! Ja nie chcę! Fujjj! 
- A bo myślisz, że ja chcę?!
- No, a kto by nie chciał?!
- Ja!
- No, ale ty się nie liczysz!
- Jeszcze raz! Jeszcze raz coś powiesz!...
- Mówię!
- Yh... Nie wiem jak ja z tobą wytrzymam dzień w dzień przez całe minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące!
- Uważaj, bo ta żyłka na czole zaraz Ci eksploduje!
- Dobra, idę spać! - skierował się do windy.
- A co mnie to obchodzi?!
- Idź dziecko spać!
- Ja Ci zaraz dam dziecko!
- Fajnie, zawsze chciałem mieć małego bobaska.
- To był sarkazm!
- Naprawdę? Nie wiedziałem! - powiedział z widocznym sarkazmem.
- Dobra, idź już sobie! - wepchnęłam go do windy. Wróciłam do pokoju, zadzwoniłam jeszcze do mamy i poszłam spać.

***
Tak, to co czytaliście to był rozdział. XD
A tak wgl. to fenk ju wery macz za komentarze do postem "Smutam". 
Rozdział był pisany, a gdy go skończyłam pisać,
to od razu dodaję < 3
Pisany był po 23 bo pani wena
raczyła dopiero teraz zagościć w mojej główce. :**
Ale i tak dobrze, że przyszła.
trochę przemyśleń i króciutka rozmowa Rugg z Tini ;D
No to do zoba ;3 

czwartek, 24 października 2013

Smutno.

Jest mi smutno, bo nie komentujecie. Naprawdę! 
Myślę nad tym, czy nie usunąć tego bloga!
 Nie mam motywacji, żeby dla kogoś pisać. :D





wtorek, 22 października 2013

Rozdział II

* Martina *
Przed chwilą skończyły się próby. Teraz siedzie z Mechi w naszym pokoiku i gadamy o... no gadamy praktycznie o wszystkim.
- Ej, a kiedy wy w końcu się pocałowaliście ? - spytałam biorąc łyka jeszcze ciepłej kawy.
- Pamiętasz wtedy co musiałam z nim zostać poćwiczyć scenę ? No, to wtedy.
- I co tak nagle się pocałowaliście ?
- Nie. Bo ta scena była z pocałunkiem. No i scena skończyła się na beso, no i gdy się skończyliśmy całować to się jeszcze raz pocałowaliśmy. Tak na serio to nie wiem czemu. Jakoś tak samo wyszło. Ale nie mów nikomu. - opowiedziała mi wszystko.
- Oooo, jak słodko. Też bym chciała mieć chłopaka, no ale nie mam czasu. - zazdrościłam Mechi.
- Oj, nie przesadzaj. Kiedyś i na Ciebie przyjdzie czas.
- Taa, tylko ja bym chciała, już ten czas.
- Tini... - westchnęła.
- Tak, wiem. Kiedyś na pewno przyjdzie ten czas. - Mechi gdy usłyszała swój cytat uśmiechnęła się.
Do naszego pokoiku wszedł Diego.
- Trzymaj, i trzymaj. - rzucił nam kluczyki.
- Do czego to ? - spytałam biorąc kluczyki do ręki.
- Do pokojów, będziemy w nich mieszkać przez En Vivo, kiedy będzie tutaj. - powiedział.
- Okey.
- No. To ja już.. ten... no... pójdę. - powiedział z przerwą pomiędzy niektórymi wyrazami.
- Taa. - powiedziałam tuż przed jego wyjściem. Diego wyszedł.
- Jaki masz numer ? - spytałam.  
-  Dwieście osiemnaście.A ty ?
-  Dwieście sześćdziesiąt dziewięć. Szkoda, że nie mamy pokoju obok siebie. - westchnęłam.
- No. 
- Obym nie mieszkała blisko chłopaków....
- Ja też nie chce. Boże, nie wytrzymałabym z nimi.
- Ale gdybyś miała mieszkać koło Ruggero to byś skakała z radości.
- Oj, tam. Ale to inna sprawa. - machnęła ręką na co ja się zaśmiałam.
- Dobra, ja ledze na nową chatę, jedziesz ze mną ? - wstałam.
- Nie dzięki, muszę jeszcze jechać do lekarza z mamą, znowu się źle czuje. - posmutniała.
- No okey, pozdrów ją ode mnie. Pa.
- Pa.


- Ej, dostaliście kluczyki ? - spytałam przechodzących chłopaków.
- Taa. Jaki masz numer ? - spytał Jorge.
- [...] . A ty ? 
- Dwieście siedemdziesiąt dziewięć. - odpowiedział.
- A wy jakie macie ? - zwróciłam się na chłopaków.
- [...] - odpowiedzieli.
- Co ? Ja nie chce mieszkać tak blisko Was!
- Niestety, takie życie. - zaśmiał się Rugg.
- Tak? A wiecie, że Wasz wierny przyjaciel Ruggero, i M... - nie dokończyłam bo R. zasłonił mi usta.
- Ani mi się waż! - szepnął mi do ucha. Chciałam się „uwolnić”, więc ugryzłam go w palec.
- Ałł. - szybko zabrał rękę.godzi
- Wiedz, że nie powiedziałam im tylko dlatego, że ta dziewczyna jest moją przyjaciółką. - zwróciłam się do R. i odeszłam.

Weszłam do swojego mieszkania.
- Wow, nieźle tu. - powiedziałam sama do siebie. Jednak zapomniałam, że w mieszkaniu był również mój architekt.
- Dziękuje, to był zaszczyt pracować dla kogoś takiego jak pani. - powiedział.
- Oj, niech pan przestanie. Jestem normalną dziewczyną, która chce coś zmienić w swoim życiu.
- No dobrze, ja już pójdę. Niech pani rozejrzy się jeszcze, i później zadzwoni. - architekt wyszedł. Postanowiłam zrobić tak jak mi radził architekt. [ FILMIK DO MIESZKANIA ]. Wszystko było urządzone świetnie, tak jak chciałam. Nawet były już moje rzeczy. Dziwne... Gdy już obejrzałam wszystko postanowiłam zadzwonić do architekta. Po skończonej rozmowie zadzwoniłam do mamy, że już mieszkanie jest gotowe.
- [...] To kiedy się wprowadzasz ? 
- Mamo! Aż tak szybko chcesz się mnie pozbyć ? 
- No tak, ojciec chce mieć nową siłownie, i wypadło na twój pokój.
- Co ?! Ja się nie zgadzam!
- Niestety...
- A tak na serio, ta ja już dzisiaj tu nocuje. Ale nie na długo, jutro już muszę być w hotelu.
- Dobra, ja kończę. Muszę wyjść z TWOIM psem.
- Oj, tam. Dobra ja też już kończę. Rozłączyłam się. Czas zadzwonić do Mechi. I tak minęła godzina naszej rozmowy, kiedy przypomniało mi się, że muszę jeszcze zrobić sobie kolację, co nie jest moją mocną stroną. Powiedziałam Mechi, że muszę już kończyć, i poszłam zrobić sobie kolację. Postanowiłam, że zrobię sobie kanapki z dżemem. Ta... Jedyna „potrawa” jaką umiem robić. Muszę przyznać, że ten dżem już mi się dawno przejadł.

***
Hej!
 Jak pewnie widzicie, Martina jest zua, bo dżem jej się przejadł :3 
No, rozdział. Ta, chciałabym. 
No więc ,, to coś" pisane była w całości dzisiaj, bo miałam dopływ weny :D
Nie wiem kiedy next. 
Ale wiem CHYBA co w nim będzie, ale nie powiem :3
Bo po co ? :D
Tak to mi czytać nie będziecie ;3
A i tak mało osób komentuje. ( tak, smutam :p )
Jak pewnie widzieliście, albo nie ( xd )
zrobiłam filmik z jej mieszkaniem :D
Czyli inaczej :
jakieś coś zrobione w edytorze Youtube :D
Nudziło mi się więc jest! :3
Bay ! :**

niedziela, 20 października 2013

Rozdział I

Martina przeciągnęła się leniwie na swoim wielkim łóżku. Spojrzała na godzinę, była 5:00. Dziewczyna powolnie wstała i spojrzała w lustro. Jak każda dziewczyna nie wyglądała za dobrze rano. Tini wolnym krokiem podeszła do drzwi które łączyły jej pokój z jej łazienką i otworzyła je. Martina wzięła prysznic, po czym owinęła się w ręcznik i wróciła do pokoju. Dziewczyna otworzyła swoją wielką szafę i zaczęła wybierać ciuchy. Po kilku minutach dziewczyna wybrała. Nagle do pokoju wtargnął Francisco.
- Puka się ! - podniosła głos na brata.
- Ta... Ehhe... A dla kogo ty się tak stroisz, co ? - spytał pokazując na ubrania Martiny. - Dla Diego ? -
poruszył śmiesznie brwiami.
- A co Cię to obchodzi ? - spytała wstając.
- Bo, jesteś moją malutką, słodziutką siostrzyczką. - pociągnął ją z policzek.
- Dobra, weź wyjdź. - walnęła go w rękę która przed chwilą dotykała jej policzka.
- Ał ! - krzyknął Fran. Martina uśmiechnęła się na wieść, że brata boli, jednak i tak go kochała.
- A teraz wyjdź. - popchnęła go w stronę drzwi, a on wyszedł. Martina wróciła do swojej łazienki i ubrała się. Tini spojrzała w lustro, i uznała, że musi się pomalować, więc wyciągnęła wszystkie potrzebne jej kosmetyki, i umalowała się. Dziewczyna zeszła na dół, wzięła szybko jabłko, i wyszła. Gdy Martina wyszła, wsiadła do swojego BMW i pojechała do budynku w którym znajdowały próby.


Dziewczyna weszła do swojej garderoby, gdzie znajdowała się już Mechi.
- Hej. - ziewnęła Lambre.
- No hej. - powiedziała uśmiechnięta Martina.
- A co ty taka uśmiechnięta ? - spytała Mercedes.
- Co już uśmiechniętą być nie można ? Po prostu podenerwowałam trochę Frana i dlatego. - usiadła na skórzanym fotelu. Po sekundzie do ich „pokoju” wszedł zdenerwowany Facundo.
- Chodźcie, Candelari coś się stało. - dziewczyny bez zastanowienia wyszły i popędziły w stronę sceny. Zastały tam ledwie widoczną, masującą się po kostce Cande i w okół niej wszystkich, którzy byli świadkiem. Dwie przyjaciółki szybko do nich dołączyły.
- Co Ci się stało ? - spytały razem.
- Przewróciłam się, i no chyba zwichnęłam sobie kostkę. - Cande powiedziała z przerwami równocześnie masując się po obolałej kostce.
- Dobra, jedziemy do szpitala. - postanowiła Martina.


-Co z nią doktorze ? - spytała Martina.
- No więc tak. Pani Molfese zwichnęła sobie kostkę i niestety, ale nie będzie mogła wystąpić na najbliższym koncercie. - odpowiedział. W jednej sekundzie wszyscy stali się jeszcze bardziej smutni niż byli. - Można autograf dla córki ? - spytał z wyciągniętą kartką i długopisem.
- Tak oczywiście. - Martina podpisała się.
 - A kiedy będzie mogła wyjść ? - spytał Nico.
- Najprawdopodobniej za jakieś półgodziny, musimy jeszcze jej założyć bandaż. - powiedział.
- A można do niej wejść ? - zapytała Mechi.
- Tak, oczywiście. - powiedział i odszedł. W jednej chwili wszyscy wepchnęli się do pokoju gdzie leżała Cande.
- Co Wam mówił ? - spytała Cande gdy tylko grupa weszła. Mi nic nie chciał powiedzieć.
- Mówił, że [...]. - opowiedziała Tini. Cande posmutniała na wieść, że nie będzie mogła wyjść na scenę.
- A kto mnie zastąpi ? - spytała Candelaria, a wszycsy popatrzyli na siebie.
- Cholera. - powiedziała Martina. Candelaria spojrzała na nią dziwnie.
- Nie powiedzieliśmy nikomu, że tu jesteśmy. - Lodovica uprzedziła pytanie Candelari.
- Zadzwonię tam. - powiedział Jorge i wyszedł.
- I co ? - spytał Facundo gdy Jorge już wrócił.
- Mamy tam jak najszybciej jechać. - odpowiedział mu.
- No, ale nie zostawimy tak Cande samej. - powiedziała Martina.
- Jedźcie, zadzwoni potem po siostrę. - powiedziała Cande.
- Okey. - powiedziała Martina. Paa. - machnęła ręką na pożegnanie i wyszła, a pozostali za nią.

- Gdzie wy do cholery byliście ? - krzykneła gdy tylko ich zobaczyła organizatorka całego En Vivo, Agustina.
- Musieliśmy zawieść Cande do szpitala. - wytłumaczyła Lodovica.
- Wszyscy ?! - spytała zdziwiona, starsza kobieta.
- No, tak. - powiedzieli wszyscy.
- Dobra, nie ważne. Gdzie ona jest ? - spytała.
- No w szpitalu, nie wystąpi na najbliższym koncercie. - powiedział Facundo.
- Co ? Już do niej dzwonie. - powiedziała kobieta i odeszła trochę od przyjaciół Cande.
- I co teraz ? - spytał Facundo.
- A co ma być ? - spytał Samuka a Facundo sam nie wiedział, jakiej odpowiedzi oczekiwał i wzruszył ramionami.
- Słuchajcie. - wróciła organizatorka. - Candelaria nie będzie mogła wystąpić, więc musicie jakoś uzupełnić tą część w których ona będzie śpiewała. - dokończyła. - A teraz do roboty! - krzyknęła i poszła.



Tak, wiem. Nudny. Ale później akcja się będzie rozkręcać ! 
Dziękuje za 1 obserwatora i 9 komentarzy pod prologiem ! < 33
Z obserwatorami mam problem, bo gadżet nie chce mi się dodać. : (
Wiecie może co zrobić ? 
A i mam pytanie zrobić Facundolarię czy Falbę ? :D
Bo nie wiem. :D
Przepraszam, że nie dodałam wczoraj rozdziału, ale nie miałam czasu, żeby pisać : /
Wybaczycie ? :D 









czwartek, 17 października 2013

Prolog

Martina Stoessel - gdzie się nie powie tego nazwiska, nastolatki będą doskonale wiedziały o kogo chodzi. Tini jest najpopularniejszą aktorką w południowej Ameryce. Jej debiutem jest serial Violetta. Jednak ten się jeszcze nie zakończył. Dziewczyna ma 20 lat, jeszcze większe ambicje, i mnóstwo fanów na całym świecie. Dziewczyna ma swój własny fandom - Tinistas. Nigdy nie odmawia fanom. Właśnie ekipa jest w przygotowaniach do swojej pierwszej trasy koncertowej. Producenci każą jej udawać, że spotyka się z Diego. Martina jest bardzo wrażliwą dziewczyną.  Dla niej pieniądze nie mają znaczenia. Jej najlepszą przyjaciółką jest Mercedes. Mają wspólną garderobę. Ogólnie ekipa traktuje się jak rodzinę. Dziewczyna ma starszego brata - Francisco i psa - Bastiego. Tini mieszka nadal z rodzicami i bratem. Dziewczyna na nic nie ma czasu, czasami tylko obejrzy odcinki Violetty, aby sprawdzić co musi jeszcze poprawić. Tini jest w trakcie urządzania swojego mieszkania. Martina bardzo trudno znosi rozłąkę z rodzicami, ale chce już być samodzielna i mieszkać sama.


***
No to taki prolog ^.^ Krótki, wiem. Ale nie chce Wam więcej zdradzać. Rozdział pierwszy już się pisze, więc... czekajcie ! :D Wiem, że zaraz będą komentarze typu " Będzie Jortini ? ", ale ja Wam już teraz odpowiadam co będzie, to będzie, zależy jakie będę miała natchnienie :D Zaraz będzie połowa prologu, więc, baj! :D
Bailey